nieokiełznane ręce w gonitwie za owadami
w nagą czaszkę przygrzewa zimne słońce
deska starej chaty obita myśli gwoździami
oczami kreta w półmroku witając poranek
na dnie ciemnej studni zatopionej wiary
zdrapując paznokcie po kamieniu ku wyjściu
oglądam z dołu naiwnie cyrkowe czary
jak mała turkawka w za ciasnym gnieździe