balansując w przód i w tył
popychany ręką niepewności.
Przede mną pustka bezdenna
obiecuje spokój wieczny
ciepła, cicha i bezpieczna.
Pół kroku w tył.
Ból, cierpienie, samotność
Dobrze, że zielony dym jeszcze nie wywietrzał
podsycany rudą czarodziejką.
Krok do przodu.
Nicość, pustka, wybawienie.
Prę do przodu.
Już prawie się udało...
Ręka niepewności panuje nad sytuacją
... i te oczy Twoje...
Łapie mnie w ostatniej chwili.
Ustawia równo na krawędzi.
I znów chybocząc, stoję.
Czekam na ostateczny impuls,
który zabije niepewność