wkradł się promyk słońca
oświetla mój umysł
zaspany bez końca
Swym ciepłym dotykiem
głaszcze mnie po głowie
aż czuje jak ciało
ogarnia mi mrowie
Cień mój mnie z łóżka
wyciąga za nogi
budzik wciąż krzyczy
-wstawaj mój drogi!
Kołdra stanęła w
mojej obronie
zakryła mnie szczelnie
od stóp po skronie
Długo tak leżeć
już się nie dało
coś było nie tak,
coś tu nie grało
Cień, promień słońca w
swe ręce dorwał
do rogu kołdry
mocno przywiązał
Było gorąco,
piekło i grzało
aż prześcieradło
walkę poddało
Skruszona kołdra
zwinęła swe różki
wtuliła się mocno
w chłodne poduszki
Ja z cieniem rękę
sobie podałem
bo przecież do pracy
i tak wstać musiałem