Ściana deszczu ograniczała widoczność do zera
Jednak gdzieś w oddali można było rozpoznać sunącą do przodu postać
Tak. To był Kojot.
Jednak jego sylwetka zupełnie nie przypominała tego zimnego, dumnego człowieka.
Mizerna, przygarbiona postać chroniąca ręką kapelusz przed wiatrem
Parła do przodu przez ścianę wody.
Dlaczego? Dlaczego muszę tak cierpieć?
Dlaczego kwiat, którym chciałem się zaopiekować został tak brutalnie zerwany przez kogoś innego?
Łup!
Następne uderzenie pioruna.
Kojotowi wydawało się, że piorun uderzył tuz za nim.
Właśnie. Wydawało mu się.
Wszystko mu ‘się wydawało’
Myślał, że będzie szczęśliwy – wydawało mu się
Myślał, że znalazł w końcu swoją drugą połówkę – wydawało mu się
Myślał, że może być dla kogoś Tym Najważniejszym – wydawało mu się
Łup!
Kolejny piorun spadł kilka metrów od Kojota.
Wędrowiec nie przejął się, szedł dalej.
Nie miał nic do stracenia.
Szedł, a błyskawice oświetlały jego drogę.
Burza zdawała się odzwierciedlać jego duszę
Zaraz. Przecież Kojot utracił swą duszę.
Została mu brutalnie wyrwana przez rzeczywistość…
Znowu piorun…
Tym razem nie chybił.
Kojota przeszył palący ból.
Przed pustymi oczami pojawił się stary znajomy.
Śmierć.
Kojot krzyknął.
Śmierć zaśmiał się swoim paskudnym, skrzeczącym głosem.
Przebił wędrowca swoją krwawą kosą
Kojot umarł. Trafiony piorunem. Zadźgany Kosą Śmierci.
+++
Dookoła rozciąga się burza
Deszcz pada, a błyskawice rozdzierają niebo
Na środku drogi leży dymiący jeszcze kapelusz…