Dziś skończyłam dwudziesty szósty rok nieśmiertelnego życia. Nie pamiętam już jak to jest obawiać się czy chociażby myśleć o śmierci, ona dla mnie nie istnieje a ja jestem ewenementem, którego mija i pozostawia bez zbędnych uczuć i nadmiernego lęku.
Z czasem nauczyłam się żyć w tym świecie, zaczęłam poznawać jego dobre strony, które po pewnym czasie przyćmiły negatywy. Teraz nie jest już sama. Wiem że istnieją inni tacy jak ja. Z możliwościami, lecz bez perspektyw. Ktoś mógłby zapytać jaka różnica jest między tymi określeniami, ja wyjaśnię w dwóch słowach to jest tak jakby mieć życie, a nie móc żyć. To jest tak jakby kochać, ale bez możliwości bycia przy kochanej osobie.
Mnie już to nie boli, żyję, jestem sobą. Pragnę tak jak inni, nienawidzę tak jak kiedyś, zmieniło się tylko jedno, nie potrafię kochać. Nie potrafię widzieć innych ludzi, jak osoby które same mogą o sobie decydować, bez późniejszych konsekwencji, podjętych przez siebie błędnych decyzji. Widzę tylko ich lęki, słabe strony, rzeczy, których nienawidzą lub miłują nad życie. Nigdy nie spotkałam człowieka całkowicie pozbawionego uczuć czy w pełni szczęśliwego. Każdy z nich zagubił się gdzieś w pędzie po szczęście, którego nigdy nie osiągnie może tylko uzyskiwać powierzchowne i krótkotrwałe uczucie radości lecz to nie oznacza spełnienia, to tylko złudzenie, imitacja tego czego się pragnie. Zastąpienie lepszej rzeczy jej gorszą podróbką. Czy to może dać szczęście, czy tylko wpędzać w ruch machinę nieświadomości i strachu?
Przed oczyma stanął mi obraz pewnej młodej kobiety. Powierzchownie szczęśliwej, lecz zagubionej w swoich uczuciach. Starała się zrozumieć otaczający ją świat, starała się nie dopuszczać do siebie lęku i bólu. Chciała żyć, w pełni wykorzystać dar od Boga. Lecz im bardziej walczyła o swą osobę, tym bardziej znikała. W tunelach uczuć, w gęstwinie bladych twarzy, w potoku nadziei, wierząc iż szczęśliwy koniec gdzieś w oddali czeka jej przybycia. Nie spodziewała się ciosu zadanego jej przez los, uważała iż każdy człowiek ma takie samo prawo do życia, nie wiedziała, że ktoś jej to życie odbierze. Z perwersyjnych potrzeb odczuwania wyższości nad swą ofiarom, z potrzeby dominacji i zrozumienia ze strony świata i innych ludzi. Anna bo tak miała na imię znalazła się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze. Ale czy chodzi o to? Przecież gdyby nie ona, ktoś inny stracił by cud swego istnienia. Jak więc ocenić to co stało się tej młodej, czarnowłosej, pięknej kobiecie. Czy jest to tylko sytuacja losowa? Czy sensowny wybór dokonany przez kogoś zupełnie obcego? Tego nie wie nikt, nawet najlepsi z najlepszych nie znają tego co zdarzy się w przyszłości.