u góry szary cokół,
obok zaorane pole,
pełno iglaków wokół.
Sosny i brzozy zielone
z trzech stron go osłaniają,
wiatr z drzewa strąca liście
łupiny orzechów spadają.
Na pergoli winorośl
obfite kiście zwiesza,
gwiazdy nocą się sypią,
wszystko w głowie się miesza.
Ciemność, zieleń i czerwień,
księżyc jak rogal wielki,
ognisko tknie muzyką,
co płynie ponad świerki
Lampa na słupie przydrożnym
we wsi do rana uśpionej
jak świetlik roznosi blask
na twarzy rozmarzonej.
Mój dom, gdzie moje dziecię
dzieciństwo swoje spędzało,
uczyło się kochać ludzi
i życie poznawało.