jakiś pet upalony, podeptany, zmięty,
jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,
wyjął zapałki, potarł i płomyk zabłysnął,
przymknął powieki i wciągnął dymek do brzucha,
wypuścił obłok, mglisty, jakby na kształt ducha.
Znów się zaciągnął, dym jak wicher niewstrzymany
niesie się i wypełnia całą przestrzeń bramy,
umilkli kumple, stali żule urzeczeni,
mocą, czystością, smakiem i rodzajem woni,
Wojski cały kunszt, którym niegdyś w Litwie słynął,
jeszcze raz przed nosami zdziwionych rozwinął.