Bardziej boli ciekawość niespokojna,
niż skutki jej zaspokojenia.
Drugi raz, bo się spodobało,
albo spodobać powinno.
Trzeci raz, żeby było nie do pary
albo by nie tracić okazji.
Potem czwarty, i piąty, i szósty -
z niegroźnego przyzwyczajenia -
w domyśle raz ostatni..
Potem już się nie liczy,
bo braknie czasu i palców.
Tak się biegnie i biegnie,
lgnie i lgnie,
i wchodzi i wychodzi
i kaszle,
i narzeka
i czeka
i zwleka
i leczy
i znowu choruje.
Używki jak inne maniery
w kuźni ludzkiego patosu.