zmierzwionym dywanem...<br />
z czarnych badyli unosi się dym-<br />
był pożar gdy umierałem...<br />
i spokój był wielki w tym smutnym momencie...<br />
i myśli fajerwerki jak w dzikim obłędzie...<br />
<br />
a potem nic nie było już...<br />
wyjechałaś jak zwykle<br />
a ja trwam...nicości stróż<br />
a potem umrę znowu...przywykłem