dzika przychylność głaszcze rozsądek
otwarte bramy przestrzeni bezwzględnej
do miasta skarg upojonych stróżów
przenikam przez luki
własnego ciała
lecę do ostatniej
względem poprzedniej
nie widzę kołyski pod sufitem
sufit ozdabiam oddechem
obłok uśmiecha się do mnie
ma w tym swój interes