z tyłu nikt już nie czeka
rdzewieje porzucony kwiat lotosu
od słupa do słupa
przewieszony poranek
powiewa ukośnym deszczem
patrzę na swój pępek
od zeza nikt nie oszalał
może urosnę na dwa cale
lub za lewituję
w pobliże twoich ust
chmury przesuwają horyzont
oparty o ciszę
obserwuję resztkę mgły
zamienianą w błękit