NA STOSIE SPALONY
OKRYTY BRUDNYM KURZEM
UMARŁ BEZ GŁOSU ŻALU
CIEMNOŚĆ ZAPANOWAŁA
PŁASZCZEM SWYM CZARNYM
CAŁY ŚWIAT OCZAROWAŁA
ŻAL WYLANY NA DRODZE SZCZĘŚCIA
WSUNĄŁ SIĘ NICZYM WĄŻ KĄSAJĄCY
DO ŹRÓDŁA DOBROCI
GDZIE WIARA NADZIEJA
NA ŚMIERĆ SKAZANE ZOSTAŁY
KROPLAMI ZIMNYCH ŁEZ POKROPIONE
POWOLI TONĘŁY
JAK STATEK NA BŁĘKITNYM MORZU
NA DUŁ NA DUŁ
SŁOŃCE ICH WOLNYM KROKIEM
NA DUŁ PADAŁO
ZACHODZIŁO PO CICHUTKU
JAK NADCHODZĄCA CIEMNA CHMURA
ZBLIŻAŁO SIĘ NA POCZĄTKI
NOWEJ ERY
ERY LĘKU I CIERPIENIA