na ścieżce do wodopoju
pośród stada sępów
przy chichocie hien
zasiądę do stołu
lew je pierwszy
dobiorę się do twego serca
pożrę w całości
w uścisku potężnych szczęk
pęknie delikatna czaszka
nie zmarnuję żadnej z twoich myśli
przełknę każde twoje spojrzenie
skryte w szklistych oczach
z czerwienią języka wyrwę
wszystkie niewypowiedziane słowa
wychłepcę krew gorącą
nie roniąc ani kropli
jednocząc nasze dusze
nasycę się twoim ciałem
innym zostawię niewiele
nie lubię się tobą dzielić
pękając z przejedzenia
ułożę się w cieniu szczęśliwy
nikt mi już ciebie nie odbierze