Z gwiazd uszytą i puszczam piosenkę
Jedną z naszych ulubionych,
Płasz z ciem narazie uśpionych
Wisi w szafie wśród czekających
Innych kreacji z motyli tańczących
Kapelusz z woalą z pajęczyn srebrzystych
Pantofelki z kropel rosy czystych
Zapachem jaśminów szyję owieję
Na dłonie rękawiczki z dmuchawców wdzieję
I wyjdę po schodach trawą okrytych
Przechodząc przez drzwi wśród gęstwin ukrytych
Wśród liści w blasku księżyca skąpanych
Wśród drzew w brunatny mech ubranych
Stoisz w kapeluszu z zajęczych uszu
W płaszczu ze skór prosto z buszu
Twarz zarośniętą zarostem trzydniowym
Usta wydęte w kolorze malinowym
Twa postać ogromna, z daleka Cię widzę
Czuję Twój wzrok i trochę się wstydzę
Przyspieszam kroku, wręcz biegnę po ścieżce
Me serce wali, głos mówi 'jeszcze, jeszcze'
I wpadam w ramiona niedźwiedzie
Unosi mnie w górę, za rękę gdzieś wiedzie
Ust mych miękkich maliną dotyka
Na wargach czuję koniuszek języka..
Zderzeniem światów nasz uścisk gorący...