szatan z ciepłego kąta szyderczo się śmieje
mnie głowa bólem dziś raczy
ból na dłoniach nawet się znaczy
na pogodę zwalić nie mogę
słońce promieniem zamiata podłogę
nie wiem czy to mięsień daje mi się we znaki
a moze to siedzące w kieszeni Tic - Tac'i
nie wiem -- oddycham przecież spokojnie
już nawet nie pędzę -- chodzę dużo wolniej
jednak wiem, że spokój to tylko ułuda
czuję się jak facet, który dostaje kopa między uda
ten ból z niepokojem w jakiś układ wchodzi
ja jak skała udaję, że gówno mnie to obchodzi
a to nadal mnie kłuje, uwiera złośliwie
gdyby miało oczy patrzyłoby mściwie
i serce mi drży choć niby jest ze stali
los z Bogiem w pancerzyk serducho ubrali
a ono tak silnie dziś się z piersi wyrywa
choć ten uporczywy ból w sobie skrywa
zimno tu, znów chłodem powiewa
ciepłe, pełne otuchy myśli z sukcesem rozwiewa
w oku łza w kącikach się ukrywa
po trochu, po trochu boczkiem wypływa
oczywiście udaję, że nic się nie stało
że jestem z metalu, że jestem litą skałą
chłodem trumiennym po nogach zaciąga
dłonie spod ziemi miłość wyciąga
i woła, i macha, i palcami strzela
mówi bardzo cicho i pod niebiosa się wydziera
a ja głucha, i ślepa, i niema tu jestem
próbuję się uśmiechać i nie rzucać mięsem
mimo tego, że złość z serca w górę bucha
stoję tu skąpana w promieniach, na miłość wciąż głucha
więc zimno tu, lodem zawiewa
to dlatego, że miłości się odechciewa