Wieczór jakich wiele
Za pięć dwunasta, nic się już dziś nie zdarzy
Nie zacznie się nic i nic swego końca nie odnajdzie
Dym z papierosów płynie w dół leniwie
Piwo w szklankach grzeje się w naszych dłoniach i z wolna traci smak
Siedzimy w samotnym barze na skraju drogi
A kurz i pył oblepia chromy
Stukamy palcami w rytm starej melodii
Patrzymy sobie w oczy, u kresu lata
Wciąż się oszukując, że nasz czas jeszcze przyjdzie.
W pół drogi, jeszcze pełni nadziei, choć najlepsze już za nami.