zasycha na talerzu
niedopita kawa w porcelanowym kubku
z wolna porasta delikatnym dywanikiem pleśni
sterta naczyń wypełnia zlew
metalowo-fajansowym bezwładem
kurz pokrywa półki
zacierając mądre tytuły książek
wyszedłem z siebie
szybko i nagle
trzasnąłem furtką
nie sprzątnąłem dawnych spraw
ale nie zamierzam wracać
nie zamienię się w słup soli
skałę na wieki przykutą do miejsca rozpaczy
dość mam kamienia w zranionej piersi
wstecz nie będę patrzył
wszystko co ważne jest przede mną
długa i szeroka droga wabi
nieprzewidywalnością
nieskończoność możliwości
co ma być będzie
o życie rzucę kości
zakręcę butelką
niech ślepy los zdecyduje
do siebie już nie wrócę
nowy ja