życiem śpiesznym
podróżując cel za celem
dniami w ścieżkach rozrzuconych
życiem jakby ciągle w drodze
tak tkwiłem w tej podróży
jak lodowa góra
czasem topiona łzami
co nigdy nie płynęły
w czasie zapomnianym
jakby zawieszon w niebycie
bytu co nie dawał mi miejsca
żyłem jakby czekał wyzwolenia
nie czekając wcale
plany zostały w kalendarzach
marzenia tam wysoko
jakby jeszcze pędami
się nie puściły żadnej wiosny
w życiu tymczasowym
doglądając godzin
co czas niemy odmierzały
pisząc smutne wiersze
do ciemnej szuflady
składając nuty bez muzyki
i tak latami latami
wieku tamtego
szukałem ojczyzny
wyspy co szczęśliwą nazywają
i tak dobiłem
do brzegów zielonych
odkryłem wzgórza
mojej itaki
wrzosów tarasowe pola
i takie zwyczajne
małe zupełnie nie greckie jeżyny
itaka co sosną pachnie majem
do niej dotarłem
tam ją spotkałem
i już nigdy nie zwiodą mnie podróże
do krain
do życia innego
do tego co nieznanym kusi.