szukam twoich śladów
pochylony do ziemi
wypatruję źdźbeł trawy
przygniecionych do gruntu
twoją drobną stopą
wciąż wierzę
że przychodzisz w to miejsce
każdego wieczora
gdy księżyc otwiera
swoje srebrne oko
pokładam nadzieję
w kropelkach rosy
po chłodnej nocy
liczę że nie pozwoliły
podnieść się trawie
milimetr po milimetrze
sprawdzam korę drzewa
o które oparta
zalotnie patrzyłaś w moje oczy
głaszczę ją delikatnie
przesuwając dłoń po chropowatym pniu
jakbym chciał wyczuć i pochwycić
resztki ciepła twoich dłoni
w powietrzu
wciąż wyczuwam twój zapach
słodki zmysłowy niepowtarzalny
lubiłem się w nim zanurzać
upajać się
i otulać
jak dywanem twoich włosów
zimny powiew wiatru
jak poranne mgły
rozwiewa złudzenia
przecież ciebie od dawna
już nie ma