uszczuploną o granice snów
kołysana taflą wody
nieurzeczywistnioną fantazją
potrzebuję jej kaprysów
serca wygrywającego marsza
w płomieniach myśli
tanecznego kroku polem maków
głębokich tonów skrzypiec
cichnących w lipowych alejach
westchnieniem
czasami ją wspominam
staram się wtedy
mocno zaciskać zęby
na wyszczerbionym
drewnianym patyku