Wszystko jest plastyczne jak piasek po powodzi
Teraz jadę pociągiem przez jakuckie pastwisko
Jest jak moje wizje - trudne do zmierzenia
Pogoda sprzyjająca życiu - być może w Worcester
Tam mieszka malarz George Owens, to mów idol, to mistrz
Jego siostra z Puerto Rico, imieniem Dorin Coster
Za każdym razem szyderczo mi schlebia kiedy stanowczo kłamię
Zbyt długo prowadzę tą strategię, prawda?
W każdym razie to już Maskat albo Lichtenstein
Nie mieszczę się w definicji bytu
Poszerzanie obrazów to wewnętrzna podróż
A śmierć okazała się niekończącym się zwiedzaniem
Bycie mianowanym to nie zaszczyt, lecz pustka
Kto nie spojrzy z większej perspektywy, ten nie zauważy swej małostkowości
Teraz wracam ze swym kazachstańskim paszportem
I z wyeksploatowanym kaznodzieją w moim supporcie
I z niewidomym sprzedającym drewniane słoniki
I z menelem z ręką w spodniach
Jakiś pomyleniec mówi, że potrzebuje formy
W oczekiwaniu umarł na farmie w Dakocie
A tak przy okazji kontrakt od gospodarza
Był zaprzedaniem jego duszy dla mego ducha
I tylko Marianne, ona wie, że rozumie
Jej matkę narkotyków z pigułkami w dłoni
Ona słyszy dźwięki arabskich pustyń i bram
Ona widzi roztropność upadłych państw
A tylko czas, tylko on jest zawsze aktualny
I tylko ja, tylko ja zawsze udaję, że
Przekraczam granicę absurdu
Nic, naprawdę nic nie ma dla mnie znaczenia
Świtają zasłony i listy skazańców
A płomienie dzieciństwa wysłane do puszkowania
A woda w natchnieniu...
To byłem ja.