jak z biczem,
spojrzał i echem po górach uderzył,
krzyczę.
Co noc zrywam głowę w kinie koszmarów
i ściskam skronie.
Przebacz mi Panie, opuszczam dłonie.
Wściekłe szczekanie na grzechy młodości,
żar Jego oczu co duszę rozpala i cierpień morze
morale powala.
Stojąc nad rantem wulkanu życia,
wychylam do dna grzechów mych czarę
i jestem szczęśliwa
przez chwil choćby parę.