tak zajeżdżonym prawie na śmierć
przedzieram się przez chmur zasłony
zostawiam w tyle uśpiony świat
a skrzydła czarne gwieździstej nocy
podpala z dołu Księżyca blask
zmierzam do ciebie od snów wielu
mając w pamięci czerwień twych ust
włosów rozwianych jasne burzany
oczu perłowych głęboką toń
czasem w zwątpieniu czasem z nadzieją
do ciebie pędzi zdyszany koń
i wymarzyłem każdy szczegół
nasze spotkanie na brzegu mórz
fale tęsknoty do stóp się łaszą
złotem faluje słoneczny brzask
miękkie muśnięcia spragnionych dłoni
spojrzeń głębina w przestworzach dusz
wśród wydm piaskowych zagubieni
wtuleni w siebie spijemy czar
od stóp splątanych po uszu czubki
topiąc marzenia w szaleństwie warg
i pewnym krokiem podążymy
w świat tak realny bez tęsknot już