<br />
<br />
Przyjedź do mnie chociaż raz<br />
A pokażę ci strome brzegi Skotawy<br />
To miejsce<br />
Gdzie załamał się lód pod moim psem<br />
Między drzewami na niebieskich pajęczynach<br />
Drga jeszcze mój krzyk<br />
A Budrys odwraca łeb<br />
I podaje łapę jak wtedy z przerębli<br />
Tak to prawda<br />
Nie szeptałem tu czule<br />
żadnych kobiecych imion<br />
Chociaż okolica nastraja do rozbieranych randek<br />
Wykrzykiwałem tylko imię psa<br />
Gdy wypływał na powierzchnię<br />
A potem tuliłem do siebie<br />
Drżące mokre futro<br />
I wybaczałem mu wszystkie nieposłuszeństwa<br />
I tych siedem uduszonych kaczątek<br />
Których puszyste duszyczki poszły do nieba<br />
Jak mawiała moja córka<br />
<br />
Przyjedź do mnie chociaż raz<br />
A pokażę ci pętlę rzeki<br />
Którą zarzucam na łkające gardło<br />
I daremnie próbuję jak Wojaczek<br />
Odrzucić stopami upodloną planetę<br />
<br />
Za każdym razem wracam na ziemię<br />
Bo wystraszony pies przysiada na tylnych łapach<br />
I liże moje dłonie<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />