Szedł a w jego skrzydeł bieli drzemał szept zaprzepaszczony
Minął progi swego domu i na lądzie ustał w gwarze
Głośnych mew co mu ziarenka piasku oddawały w darze
On je przyjął i poświęcił kroplą morza z swych warkoczy
I z kielicha który trzymał winem raz usta otoczył
I odezwał się wszechmocny i bezwzględny władca wody
A słuchały go zwierzęta coby nie wyrządził szkody
I tak trwało parę chwil odnowienie starych więzi
Morza, lądu i powietrza co im stary las potwierdził
Nadszedł koniec wszak wizyty musiał odejść pan potężny
Nawet on nad odpływem władzy nie potrafi dzierżyć