Miał ogromną ochotę wykręcić jej numer telefonu. Zadzwonić i
dyskretnie zmienioną barwą głosu (w stylu Johnego Cascha) powiedzieć,
że jest kurwą. Typową nastoletnią kurwą z tendencją do przenoszenia
chorób wenerycznych, z tendencją do uprawiania nierządu w miejscach
publicznych i z tendencją do maniakalnego konsumpcyjnego sprzedawania
siebie. Zmiana planu. jakby nie spojrzeć – mogła dojść po numerze
telefonu, kto dzwonił, albo przynajmniej spróbować dojść – co zawsze
jej wychodziło. Przemyślał raz jeszcze za i przeciw. Zanotował to w
zielonym notesie i po bacznej analizie stwierdził, że zadowoli się
myśleniem i wyobraźniowymi wizualizacjami jej sylwetki podczas
rozstrzeliwania w łódzkim getcie (na podłodze leżał artykuł
zatytułowany „Wielka Szpera”).
Giń! Suko! Giń... – niemalże histerycznie krzyczał, spazmatycznie
przewracając oczami.
Głośne i dziwne nawoływania o siódmej nad ranem sprowokowały
schorowaną matkę do wstania ze szpitalnego łóżka i otwarcia
synowskich drzwi. W przypływie impulsu nie zapukała. Weszła ciszej niż
zwykle, gwałtownie łapiąc za klamkę. Widok dość okrutny jak dla
matczynego i moralnie nieskalanego oka. Jej jednorodzony syn stojący przy
biurku, z lekko rozchylonymi nogami , opuszczonymi bokserkami dotyka w
dość jednoznaczny sposób swoich genitaliów. Matka próbuje zamknąć
oczy w nadziei, że otworzy je dopiero w swoim pokoju, a całe zajście
okaże się sennym koszmarem – to na nic- . Speszony, ale w transie
kończy celnie na zdjęciu z gazety przedstawiającym salutujących
strażników SS.
Ta sytuacja, a właściwie świadomość jej zajścia na trwałe zapisała
się w zakamarkach myślowych jej uczestników. Adam napisze po czasie o
relacjach ze swoją matką: 'Nawet śmierć ojca, nie zbliżyła nas do
siebie tak bardzo, jak mój onanizm, w którym de facto mi
towarzyszyłaś, a przynajmniej byłaś obok w kulminacyjnym momencie –
jak nikt. To metafizyczna miłość.”
Elżbiecie natomiast trudno było przełknąć obraz, który na dobre
zagnieździł się pod jej siwymi, ale jak na swój wiek długimi lokami.
Wszak należy pamiętać, że była to kobieta bardzo bogobojna (po
zamknięciu drzwi od pokoju, oparła się o ścianę – w nadziei na
złapanie oddechu – i pierwsza myśl jaka wślizgnęła się pomiędzy
wyczerpane neurony to biblijny werset: „ilekroć obcował z żoną brata
swego, niszczył nasienie swoje, wylewając je na ziemię, aby nie
wzbudzić potomstwa bratu swemu.” )
Wiedziała jedno – tam musiało wydarzyć się coś złego. Odpisywała
więc: „ Drogi Adamie, myślę, że powinieneś porozmawiać o swoich
przeżyciach z kimś wykwalifikowanym, dołączam więc do wiadomości
numer zaufanego psychiatry – doktor Wiśniewski to przyjaciel stryja
Alberta. Można mu zaufać. Mieszka niedaleko Ciebie. Będzie czekał na
telefon. Całuję, matka."
Adam często odnosił wrażenie, że ludzie dość skrupulatnie go
kategoryzują. Wciskają pomiędzy wyrazy: świr, psychopata, wariat lub
zamiennie- zboczeniec. Próby wyperswadowania tego obrazu przeważnie
kończyły się klęską, bądź utwierdzały laików w ich
przypuszczeniach. W chwilach zwątpienia otwierał swój zielony notesik
do którego dopisywał kolejno imiona oprawców:
„Kasia- dziwka, Ilona- kurwa. Umrzyjcie.”
Niemożność odnalezienia szczęścia, w szeroko definiowanej miłości
spychały naszego głównego bohatera w stan neurotycznego otępienia.
„Posiadam wnętrze, o którego istnieniu nigdy się nie dowiesz”
Nieświadome zdanie studentki filologii polskiej podczas wieczornego
wyjścia do klubu znaczyło w jego mniemaniu niemalże tyle, co : Nie będziemy się
bzykać, impotencie.
Spuszczał wtedy wzrok w podłogę, delikatnie pocierając czubkiem lewego buta, o podeszwę prawego, po czym podnosił twarz- przebijał się spojrzeniem przez pustą postać dziewczyny, wstawał od baru i wychodził bez słowa.
Błąkanie się po Łodzi, w środku mrocznej nocy jest o wiele ciekawsze niż siedzenie w nudnym towarzystwie, nudnej panienki o ciele Naomi Cambel – wmawiał sobie Adam, ukrywając przed samym sobą strach samotności i w wiarę w to, co mówi. W chwili zwątpienia Przejrzał się w witrynie sklepowej doznając olśnienia- przecież to nie ja- powiedział- widząc w odbiciu podstarzałego lansera, w równo skrojonych spodniach, ciemnej marynarce z idealnie wystylizowanymi szpakowatymi włosami.
I o to dobiega go stukot obcasów. Ciche stuk- stuk- coraz głośniej i wyraźniej, jawi się w jego świadomości, od dźwięku do obrazu, mija go
(...)