pełen sprzeczności tak
na kruchy gzyms, wychodzę by
ulecieć, albo spaść
Ktoś powie: to żaden szczyt
i stąd nie widać przecież nic,
nie wie jak bardzo się myli,
ten kto nie spędził ni chwili
patrząc tak z góry na świata zgrzyt.
Zapada zmrok, na dole dno
a tutaj u mnie ląd
Samotna z wysp, na którą nikt
nie pragnąłby się wspiąć
Lepiej zatonąć w morzu głów
powierzyć życie potokom słów
wyzbyć się wszelkich pytań
nie słuchać- kiedy zgrzyta
o brzeg niewiedzy- wiedzy głód
Spoglądam w dół, tam ludzi tłum
w rozpaczy woła: skacz!
Dalej! W nasze ramiona! Daj się przekonać!
Nie musisz błądzić sam.
Spluwam w tę tłumną dzicz
co wszystko wie i nic,
a oni biorą to za deszcz
dlatego skakać nie chciałem
by nie być jednym z nich.
Bez zbędnych krat, oglądam świat
i może błądzę- tak!
Błądzę wśród was, ale mój czas
nie będzie serią strat
Gzyms kruchy sypie się z pod nóg
na chwilę spadam więc głową w dół
sam nie wiem po co to robię
nad tłumy wspinam się- wchodzę:
własny i świata wróg...