oglądam lubieżne pozycje gwiazd
krople dżdżu wprost z liści
na pajęczynę doznań
drżące szepty zawieszone w czasie
wszędzie tam
gdzie wciąż palą się światła
niewygaszonych źrenic
wieczór gości na chwilę
przynosi naręcza nowych snów
w szkatule otwieranej pocałunkiem
masz szeroko rozstawione oczy
opuszczasz je gdy przechodzę
ale i tego byłoby dosyć
gdy mijam cię cieniami drzew
nic nie znaczącym spojrzeniem