matko moja!
Dlaczego żywisz się słońcem,
wodą,
powietrzem,
rodzisz i zrzucasz z siebie,
pozwalasz gnić na ziemi wśród obślizgłego robactwa
i kwitniesz na nowo zadowolona?
Pachniesz tak dumnie,
nie zważając wcale
na krzywdy dzieci własnych.
Litujesz się tylko nad głodnymi ptakami,
które karmią cię białą mazią.
Czy mścisz się za mróz późną zimą?
Wolałobym marznąć razem z tobą,
niż nostalgicznie patrzeć,
jak męczysz się sama.
Mówisz do wiatru,
że nie potrzebujesz.
Udajesz silną,
machając wichurze nieśmiało.
Nocami ronisz nieszczęście,
gdym przykryte liśćmi
zasypiam niedbale.
Budzę się wiosną na tej samej gałęzi,
jakbyś z powrotem mnie zechciała.
Na nowo wśród mrówek już czuję,
nie chcesz mnie, matko kochana.