jak odgłos szkła tłuczonego w gniewie<br />
wciąż w uszach dźwięczy mi tęsknotą<br />
wilgocią spowija przymrużone rzęsy<br />
<br />
monotonizuje myśli nieczesane wcześniej<br />
umysł zakuwa w kajdany irracjonalności<br />
każe snuć domysły wątpliwości mnoży<br />
na granicy szaleństwa szukać równowagi<br />
<br />
a przecież wczoraj pod jesionu cieniem<br />
gdy miłości nakazem spletliśmy dłonie<br />
czuliśmy zapach spełnienia pod skórą<br />
<br />
dzisiaj zwalone drzewo pozrywało kable<br />