długo stoi przed drzwiami
wypełnia szeptem płuca
oczy chybotliwym płomieniem świecy
jest bratem oceanów
w szantach zamienia nuty
milknie na odległych plażach
zakopany z piaskiem w rogatej muszli
ten wiatr jest jak człowiek
gdy westchnie ostatni raz
obok kamienia na polu
ustawi z przygarbionej gruszy
samotny krzyż