w gęstym krzaku przy jaworze
zrobić kloca chłop nie może.
Jęczy, stęka, zad wypina,
marsowa na twarzy mina,
pełna bólu ta godzina.
Chociaż siły wszystkie zbiera,
rękami na brzuch napiera,
ciągle w tyłku kloc uwiera.
Nagle, jak gromem rażony,
zadrżał cały zaskoczony.
Wszystko poszło w kalesony.
Śmieją się pod nosem łanie,
kiedy bierze cię na sranie,
ściągaj gacie drogi panie!