Anno! Dominem, dominem jest życie!
W którym tysiąc świec wschodzi
W nim gasnąc zapada
Nie słyszysz?
Unosi cię bladą, do dna z tobą gna
Pod blatem z twych czarnych powiek odlanym
Po czczych ścianach mięśni
Przelewa się czad
Niemowlę
Ta codzienna i czerstwa, zaradna materia
Jest nieme
I w lęku jest całe
W podskokach zerwało
Pierwsze słowo
Ostatnią reakcję z łańcucha geometrycznej genesis
Marzenie wreszcie sięgnęło dna
Jest Twoje
Nie słyszysz?
Kędy szpaler świec wschodzi
I kędy zapada
Unosisz się
Nad ciało stopione
Nad ciało splecione
W ryczącą piwonię
Dech ogłuchł od ryku
Krzew w cień się zapada
(Gdy rok jest bezpański)
Twój, Anno
Jest Twój