łudząc się rzekomo cudzym światłem
rozrzuconym przez księżyc na tafli jeziora
wypatrywałem przeładowanych myślą statków
które zabiorą próżność
do źródła wszelkiej wiedzy
soczystych warg
zapewniających rozkosz
rąk podających na tacy
obrane ze skórki
życie
czas wygiął posrebrzył trawę
sam pośrodku drogi
liczę sekundy - płatki śniegu
każdą żegnam z osobna
tają na ustach
otwartych
na każdy przejaw
zbudzonej do życia
ciszy