Śnij niczym dżonki, kołysany tkliwie
Kapitan na dnie, z tchu ciepłym językiem
Modrookich głębin, zległych Kuro Siwie.
Łzy ukołysz w słodycz, słonym ogniem brzaskiem,
Potoczystą nicią i rozjemczą bielą, godząc
Wierność powiek, rzęs przestronność zasłon
Przystań słowom - wybacz - zepchniętym w horyzont.
A motyl wolności, z piersi drżących Syren
Śmiech Marsjasza wróci, szaleństwem tygrysim
Rozbudzony wiosną, całusem zefirem
Odnajdzie latarnię w księżyca negliżu.