Spójrz: na dnie każdego z nich znajdziesz noc.
Czarną jak szkło,
wrzaskliwą... jak dziecięce pożądanie.
Na dnie każdego z nich
twoje spragnione, unurzane w ciemnościach palce
ucapią obojętność
- za jej szklaną i płaską połę.
Noc to tafla rozpościerająca się ponad bezpłodną
miarą niewiadomego.Pożryj własną niepewność!
Jakiego diabła trzymasz znowu pod poduszką?
Jaki kształt, jaki szczyt wydumany pieszczą
opuszki twojej satysfakcji pod
kruchą i lepką osłoną, utkaną niegdyś
z cudzego przerażenia?
Spójrz: oto zza węgła pokoju
wyłonił się dumny, kobiecy tors nocy.
Piersi jej niby wnęki w mięsie wieczności,
udrapowane są jasnym złotem pozoru. Piersi jej
łaszą się do spieczonych warg
spóźnionego przechodnia.
Przed nami czas wielkiej gry.
Zasiądź do stołu. Krzesło odszukasz
w przedsionku mojego uśmiechu.
Najwyższa pora, abyś zakrzątnął się przy maszynie
swojej własnej fortuny, zanurzył się
w przeczysty nurt gry
zwanej inaczej
m e t a f i z y k ą.
U mety fizyczności, cóż? -
oto, co ciśnie się na usta, rozrywa
ich napiętą strukturę, porywa w dół
zaprzęg młodych dni, zdejmuje wieńce
śliny
z twarzy spienionych triumfalnie,
szalonych kolejnym miliardem
cudzych, pustych sekund.
Spójrz.
Oto zabawa jest w twoich rękach -
jej nabrzmiałe, wystygłe słońce -
które możesz połknąć, na moich oczach.