i szarpał za włos
w mojej głowie głos
wciąż pobrzmiewał. Z nieba
kapały łzy konającej zimy.
Jak ludzkie serce się rwie,
gdy to, czego się boimy
ziszcza się w mgnieniu oka
i cały nasz świat w posadach znów drży
zostaje jedynie tęsknota.
Dobrze nie było, lecz każdy wie,
razem źle, samemu się kona,
ale gdy nagle stół Twego życia drgnie
karciany dom padł, zostaje znów ona.
Trawi cię od środka,
każe krzyczeć i kląć.
Chwila każda słodka
z przeszłości dalekiej bądź
bliskiej
chociaż tak niewiele ich było
przeżywa swych dziewięć istnień.
Drwią tobie w twarz kocie oczy
kradnąc zmysły i radość
patrzysz jak kat tuż obok kroczy
jedyne co masz to twa słabość.
Kruchość istnienia zabiera ci moc,
odbiera znów życie, pożera
każde spojrzenie kata poniewiera
godność, przez noc
idziesz znów sama
Chociaż nakładasz szyć pozorny splot
i tak otwiera się rana.
Duszę zaleczyć - ciężka to rzecz
trudno znów spokój odnaleźć
łatwiej wśród samotności oszaleć
niż myślom kazać iść precz.