wędrują bez celu niby światy
każdy z nich zakmnięty w skorupie
zaszłości uwięzły stare słowa
wracają jak bumerang
bijąc własne dłonie
tacy niby ludzie we własnych światkach
wygubione wszystkie perły
sprzedane na jarmarku złudzeń
od lewej do prawej snują się jak deszcze
narzekając wciąż na niepogodę
w zabetonowanych komórkach
osiedli twierdzą
jakby było sie przed czym bronić
nie wychodząc z roli
trwają na tych posterunkach
broniąc czegoś co już dawno przegrane
bezsiła daje się we znaki
wypalając swoje głębsze i głębsze piętno
a może by tak wyjść poszukać marzeń
ale to tylko hasło z kalendarza
zrywają żołte od stagnacji kartki
a może by tak jednak...