Po taflach bezbrzeżnej poświaty
W ułamkach słow zamknięta samotność
Pustych godzin Już razem nie zjemy
Na martwym klozecie rozszarpana wena
I płomień niewiary z luster na mnie zerka
Echem kościstej promenady
Dudnią wciąż światła
W pustych łazienkach
A zęby umyte od kłamstw i pomówień
I ręce czyste-chciwości i strach
Kabina,prysznic kilka twoich myśli
Minęła znowu kolejna doba...
Jakoś tak nie mam zaufania
Do drzew co skowyczą za moim oknem
To nie jest kwestia zakochania
To nie jest kwestia...
I to jest okropne.