-Usiądź kochanie, zrobię ci zdjęcie z paniami. Weź cygaro i uśmieeech.
-Nie chcę zdjęć z paniami i nie palę cygar.
- Wiem, że nie palisz. To są wakacje, a panie są tubylczą atrakcją. Nie marudź, nie wymyślaj.
Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, co oznacza sformułowanie ‘tubylcza atrakcja’. Próbowałam też odnieść to do siebie i odnaleźć jakąś wykreowaną rolę turystycznej atrakcji w mojej osobie. Czego brakuje w naszym po pgr-owskim miasteczku na zadupiu zachodniopomorskich bagien? Miłości. Mogłabym leżeć oparta o elegancką ławkę w centrum miasta, otoczona kwiatami i wiązankami. Co rusz podchodziłby jakiś turysta zapalając pode mną świecę, a głos z boku powtarzałby:
-Usiądź koło Pani, zdejmij spodnie i połóż rękę na jej udzie.
- Mamo, ale ja się wstydzę.
- Synu, ty nie masz się wstydzić to są wakacje. Nie marudź.
Ja w czarnej bieliźnie, cienkich podwiązkach i skąpym gorsecie zachęcałabym go przychylnym gestem, uśmiechając się przy tym zalotnie.
Siadam mozolnie i niechętnie obok kobiety w podartej spódnicy, pachnącej benzyną i żółtym serem. Zerka na mnie nieprzychylnie, wyczuwając mój złowrogi stosunek do uwiecznienia owej chwili w jej towarzystwie. Uszczypnęła mnie. Możliwe, że całkiem przypadkiem, ja jednak wyczułam w tym dotyku ból zemsty. Nie czekałam długo, aby odwzajemnić niemiłe uczucie. Złapałam staruszkę za włosy i przeciągnęłam na całej długości ławki. Jej współtowarzyszka zalewająca mnie fałdą dodatkowej masy niespodziewanie wyjęła z za siebie torebkę i kilkakrotnie jęła uderzać mnie po głowie.
Przeglądając rodzinny album, zawsze zatrzymuję się na tym zdjęciu. Jako jedno z nielicznych wzbudza we mnie pozytywny pokład ukrytego uśmiechu, a wargi same unoszą się ku górze. I to rzucone wyraziście na odchodne:
-Polaczki to kurwa.