u kresu nocy, o krok od śpiewania
pod wschodzącymi piórami ochoty
w wykwintnym pałacu suczego ogona
priapicznym swym parciem
ta wola bawola
dociekaniem wbrew prawu miłości logice
dziurawi carycę
ssąc wzrokiem olbrzymie kogucie korale
gdy biała pierś w ser się wreszcie odmieni
aby się w słońcu utopić na wieki
wtedy na piersiach wiszące
czereśnie i wiśnie
unikną płomieni
soczyste tysiące
wykwitem nad szarość i śmierć w śnie annałów
szarżują przez padół zarżniętych feudałów
i łez bonifratek
przez dukt uszczelniany
cementem złych dziatek
ścinają kasztany w szatańskim swym pędzie
i wstydu nie mają bo bóg jest pijany
a wiśnie wszak bliższe
mu są niż kasztany