tam rozum
tuż ciepło me własne
bezbarwne kuriozum
tuż już smużką wonną unosi mnie zima
tu w dżdżu już drwa płoną
tuż płomień
więc…
to oddech tak płonie
już mróz go zamiata
mój oddech w śnieg tonie
mój śnieg po zaświatach
sny bez krwi żuć kośćmi wypluwać kość w bezwład
gdy snuję śród gości: mam córkę z pokera
i gramy szczękając barwami na przemiał
powietrze wymieniam pasując przez chwilę
się ze mną samemu
a nuż ją wymienię
.
.
.
to pot jest tak chłodny gdy mięso goreje
śród czerni wydęte łapczywym bełkotem
(już grę swą pojąłem
i znam jej przyczynę)
drży sopli gromada unosi mnie zimna
bbq szarada śród sopli utkana
nie byłbym zabijał
gdyby śnieg zbielał
czerń w czerwień się w g r y ...
już talia jej pod stół przez mróz jest zmieciona