Zmierzając właśnie mimochodem
Do Nikąd w Bezczasie
Spotkałem Cię wczoraj w parku
Siedząc wygodnie na ławce
W Bezmyślu zapadając
Spotkałem Cię o poranku
Jedząc ciepłe śniadanie
W Bezkresnej zawiłości
Złorzecząc na niewidzialne
Przeszkody o które się potykam
Wyczerpałem swój Niebyt
Nic nie znacząc nie wpływam
Na Żarna Bezcelowości
Wszechświata codzienności
Przenikając bezszelestnie
Anatomiczne komórki
Twojej Wszechrzeczy
Zjadłem banana
I bezceremonialnie wyrzuciłem
Skórkę w Twą twarz
I tak nie zwrócisz na to uwagi
Gnając mimochodem
Do Nikąd lecz w przeciwną stronę