I bezwzględna wartość świata.
Chwil nocy jest mnóstwo, a tak mało.
Myśli gorące, choć noc lodowata
Pocieram dłonie- moją o Twoją,
By noc ocieplić, by wiatr trochę ustał
Grzeję tę ciemność i myślą, i mową,
i uczynkiem… póki noc odludna i pusta.
W mięśniu sumienia ogień, nie krew,
Który płomieniem łaskocze żyły.
Płonie sen, wątpliwość i gniew,
Które przed chwilą w oczach się kryły.
Nowe ognisko pożyczam od Księżyca
By drzazgi spalić, wyrzucić coś z pamięci,
lecz nawet zadra ten pożar podsyca.
Płonie korek od wina. Dym się znów zakręcił.
Sen obietnicą magii oboje nas przekonał
Byśmy zaufali powiekom, a jemu podali ręce.
Zwiódł nas iluzją i spełnieniem pokonał,
otulił sobą myśli- Twoje- niewinne i moje- zwierzęce.
Brzask wpłynął leniwie do doby krwiobiegu.
Jesienny promień spogląda na Twoje włosy.
Delikatna jak pierwszy zimą płatek śniegu.
Wyjątkowa jak naszyjnik z kropel łez i rosy.