Najpierw ostrzegawczo migały,
to w lewym, to znów w prawym.
Tak na przemian.
I widziałem przez chwilę w świetle mrok,
a w mroku światłość.
Zgasły.
Byłem w sklepie
i albo za duży gwint, albo za mały,
albo za chude, albo za grube.
Albo mnie nie stać.
Chodzę zatem od pewnego czasu po pół omacku,
zastanawiając się, czy cień, który widzę,
to przejściowy kaprys losu,
czy pomnik zdarzeń.