tyle stromych podejść
dobrych chłodów jesiennych
i nocy zimowych
szarości tych ulic
domem nie śmiesz nazwać
zaprzeczeniem one jaskrawości życia
skrywanego starannie
w sercu twym uśpionym
rytm spokojny
zabija podstępnie
będąc kiedyś ostoją
nurtem rwącym
dzisiaj być się zdaje
lecz ty ustoisz
choćbyś zginąć musiał
bo wbrew tej logice
życie dziś wybrałeś
po drugiej stronie
obudzisz się wreszcie
w jaskrawość znów nurzając
serce... przebudzone