Ja rąk ludzkich w wielkim mieście,
Więc braciszkowie moi,
Między sosny mnie ponieście.
Ja nie bywam w lesie życia,
Gdzie potrzeba patrzeć półprzytomnie.
Braciszkowie moi, chodźcie do mnie!
Ponieście proszę między gliny.
Ja nie bywam w wojennych podziemiach,
Gdzie nawet mrużenie oka nie pomaga.
Braciszkowie, śmierć to nie odwaga!
A śmierć mi właśnie chodzi dziś po głowie,
Więc chodźcie do mnie moi braciszkowie!