dzieciństwo macha na pożegnanie
wieczór szybciej nastaje
staruszek Czas puka do drzwi
a pomysły czasem ciągle te same
decyzje bez patrzenia na jutro
słowa raniące jak sztylet
naiwność krocząca w parze
na horyzoncie ślepe cele
twarz tylko jakby bardziej upiorna
Rozum dalej błąka się po bezdrożach
i przystaje, spogląda
zagubiony włóczykij
już dawno ukradli mu kapelusz