ciszy
kiedy spoglądnęła na mnie jej warkocz pod ręką jak strużka
światła rozbłysnął
lecz stała obok nie chwytała się brzytwy ani żadnej ludzkiej
przyjaźni na której stopniowym ruchem mogła się wygiąć i uratować najwolniejsze
z ludzkich pragnień nerwówkę w brzuchu kiedy ją objąłem miała na sobie tęczowe
getry
zasmużone okulary i jej nie codzienność sprawiała że obrazy
które nosiła w wyobraźni ożywały na gitarze
grał grajek uliczny gitarę dostał od dziadka obok stał rower
a za nim dyliżans z dorożką
podobnie jak na rysunkach brunona schulza zmienność i
ulotność stapiała się z wrośniętymi wyobrażeniami i majaczeniami pijanych
prostytutek
codzienność w gwarnym roztopionym słońcem jak ser
szwajcarski mieszała się z klaustrofobią i ułudą domu cyganek i wróżbiarek
milkł kot na chwilę a przypalone papierosem firanki falowały
w rytmie reggae
nastała cisza w zwolnionym tempie to w przód to w tył klisza
zmieniała kont nastawienia