na dno samiuteńkie w szczelince na twarzy-zamarła.
Nikczemnym spojrzeniem jak dzika stokrotka wniknęła w
podświadomość.
Nie wierzyła, że można się głębiej zanurzyć.
Całym swoim trądzikiem na twarzy zasysała się na szyi jak
węgorz usta w tropikalnym geście z stukaniem palcówek gładziła podkowy pod
oczami nie licząc na uśmiech pedofila.
Swojego ojca.
Ciasnym głębokim gestem z ruchem perystaltycznym płynęła w
dno szamba. Cielsko jej mokre i gładkie, ramiona wygładzone stopy pumeksem.
Zażerała się jak zwykle ciastkami z haszyszem w swoim ciasnym pokoiku.
Ilekroć wspomniała o ludożercach z pod podłogi wyłaziły
syjamskie szczury. W swoich sandałach i z brokatem posypanych ubranek latały
nieznośnie. Helikoptery nad jej głową ciągle i wciąż - kamikadze. Nie mierzyła
ich wzrokiem. Sięgając po dubeltówkę celnym ruchem ręki wymierzała szkodnikom
cel ostateczny.